„Siła Niższa‟ – Marta Kisiel [recenzja]


Siła niższa to moja wierna towarzyszka życia, która czasem rzuci jakąś kłodę pod nogi, doda spóźniony autobus w mroźny poranek, zaszczyci mnie licznymi potknięciami na prostym chodniku, corocznym upadkiem ze schodów we własnym domu, które następnie przerodzą się w tragikomiczne historie. A każdy z moich znajomych wie, że moje "Dzisiaj rano..." może oznaczać coś niewątpliwie komicznego i wołającego o pomstę do nieba. Dlatego czytanie o postaciach, które siła niższa także hołubi niejako mnie uspokaja - dzięki temu myślę sobie "uf, nie jestem sama" (przynajmniej teoretycznie).
Szanuj anioła swego, bo możesz dostać gorszego
Konrad Romańczuk - podobnie jak ja - jest lubiany przez siłę niższą. W taki dość pokrętny sposób, ponieważ ledwo jakoś pozbierał się po otrzymaniu w spadku Lichotki z dożywotnikami - dom spłonął. W związku z tym był zmuszony przenieść się z uratowanym majdanem oraz towarzyszami w niedoli - Lichem, Puk, Zmorą, Rudolfem Valentino z ósemką puchatych dzieciątek oraz jednym z czterech utopców - w nowe miejsce nad którym pieczę sprawuje Turu Brząszczek - wiking z powołania. Myślicie sobie, że jest źle? Ha! Dobre sobie! Konrad sądził, że uwolnił się od Szczęsnego, więc przytrafił mu się jego godny zastępca - Tsadkiel, anioł stróż o usposobieniu odmiennym do postaci uroczego Licha. A to oznacza jeszcze więcej tragikomicznych historii, które wyciągną z najgorszej jesiennej chandry.

Fabularnie jest trochę inaczej. Na samym początku miałam wrażenie, że jest niepokojąco inaczej. Jakby trochę mroczniej, trochę bez ducha Lichotki, bardziej gorzko. Konrad Romańczyk stał się maszyną, która została przyparta do muru przez siłę niższą i nie zamierza z nią walczyć. Licho jakieś takie smutne mimo futrowania słodyczami, z utopców ostał się jeden, Puk zapadła się pod ziemię, Krakersa coś wcięło i jedynie Turu zdaje się zachowywać jakiś optymizm mimo kiepskich momentów. Szczęśliwie szybko udało mi się przejść do tego na porządku dziennym i równie prędko zaczęłam śmiać się do rozpuku, czytając zabawne dialogi między postaciami.

Jak już wspomniałam na samym początku fabuła wydaje mi się trochę odbiegać od tego, co było w Dożywociu, jednak nie uznawajcie tego za coś złego. Ałtorka miała bardzo dobry zamysł na poprowadzenie wydarzeń i gdy zagłębiłam się w lekturę, to udało mi się pojąć dlaczego i po co tak. I dzięki temu oceniam cały splot wydarzeń naprawdę wysoko, ponieważ nie obyło się bez śmiechu, wzruszeń i ojojania.

Bohaterowie - jak to bohaterowie ałtorki - są wprost cudowni. Szczerze powiedziawszy nigdy nie byłam w stanie znielubić w Dożywociu jakiejkolwiek postaci (nawet Szczęsnego lubiłam) i tutaj jest podobnie (Tsadkiel jest cudowny i zabawny). Każdy dożywotnik jest barwny, pełen werwy, charakterystycznych dla siebie sposobów postępowania. A przy takiej gromadce nie sposób się nudzić! Nawet jeżeli ktoś akurat podniesie ciśnienie czytelnika swoim irytującym zachowaniem (ale bądźmy szczerzy, te postacie nawet jak irytują, to i tak zachwycają!). Oprócz znanych nam dożywotników w pakiecie otrzymujemy parę nowych postaci, których wesołe perypetie z ciekawością poznawałabym dalej!

Nie zabrakło długich zdań pełnych zabawy językiem polskim, które pokochałam od pierwszej strony Dożywocia. W trakcie lektury zachwycałam się i rozczulałam nad ładnymi zdaniami. Wzdychałam sobie jak Julia za Romeem i napawałam się poprawną polszczyzną. Zapewne jeszcze nieraz będę wracać do tej książki, aby móc znowu poczuć to miłe ciepełko w serduszku.

Wszystkie wyżej wymienione przeze mnie elementy składają się na zabawną komedię fantasy. Dialogi, opisy, postacie, tragikomiczne zdarzenia - to wszystko sprawia, że człowiek - i inne meduzy - śmieją się i nie mogą pozbierać z podłogi. I choć mogłoby się wydawać, że cały czas jest tylko śmiesznie, to kilka razy w oku zakręciła mi się łezka, ponieważ przy lekturze Siły niższej nie zabraknie także pełnych napięcia scen!


Na koniec warto wspomnieć, że gdy z uśmiechem na ustach kupowałam książkę, to stojący za mną w kolejce ludzie dziwnie patrzyli się na okładkę (co jest zrozumiałe, też się dziwię, że królik nie jest różowy). Wszystkich fanów ałtorki zachęcam przy użyciu wszystkich moich parzydełek, aby czym prędzej pospieszyli do księgarni, bo Siłę niższą po prostu trzeba przeczytać! 

PS. 1 Kiedy Dożywocie 3?
PS. 2 Ususzenie kaktusa nie jest śmieszne, też to (niechcący) zrobiłam - to tragiczne.
PS. 3 Easter-eggi z Nomen omen sprawiły, że piszczałam, hiperwentylowałam i wydzwaniałam do szanownej nemezis (czyt. przyjaciółki) z "ojejujejujeju" na ustach.

Komentarze

  1. Muszę w końcu sięgnąć po tę autorkę :) Chociaż okładki strasznie mi się nie podobają :D Jednak książki zapowiadają się nieźle!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto przeczytać, bo treść jest niesamowita! Gorąco polecam! :)

      Usuń
  2. Gratuluję tylu obserwatorów, nic dziwnego, jeśli tak fajnie piszesz!

    OdpowiedzUsuń
  3. Powiem ci, że ja płakałam ze śmiechu, jak zobaczyłam projekt. O tyle było zabawniej, że siedziałam akurat na wolontariacie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kupiłam na KTK od razu z autografem ałotrki :P Kiedy się zabiorę, jeszcze nwm, ale... Jak to - drugi anioł stróż? o.O Nikt nie pobije Licha! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ałtorskie autografy mam na "Dożywociu", ale i tak zazdroszczę! Drugi, drugi. Nic, tylko zacząć czytać, to się przekonasz :D

      Usuń

Prześlij komentarz

Copyright © Kulturalna meduza