„Ten pierwszy rok‟ – Tom Ellen & Lucy Ivison [recenzja]


Zwariowana, pełna angielskiego humoru powieść dla przyszłych i obecnych studentów. Rozpoczęcie nauki w college'u to dla niektórych szansa na nowe życie – szalone przygody, zwariowane przyjaźnie, pierwsze złamane serca i przyprawiające o zawrót głowy historie miłosne. Jaki będzie pierwszy rok w college'u dla bohaterów Tego pierwszego roku?

Z tą książką miałam pewne problemy, więc dość długo zbierałam myśli przed napisaniem tej recenzji. Największy kłopot stanowiło dla mnie sto początkowych stron, które nie porwały mnie fabularnie, prezentując szereg imprez studenckich oraz krótkich chwil pomiędzy nimi. Co więcej nie spodobało mi się to, że byłam zewsząd atakowana imionami. I niestety: genezy niektórych postaci nie znałam nawet na sam koniec lektury. Jednak zajmijmy się wszystkim po kolei.

Książka pisana jest z perspektywy dwójki pierwszoroczniaków: Phoebe oraz Luke'a. Ta dwójka chodziła do tego samego liceum, jednak nigdy nie zamienili ze sobą więcej niż kilka słów. Ten fakt nie przeszkodził Phoebe w zakochaniu się w chłopaku, który od trzech lat pozostawał wierny swojej dziewczynie, Abby. W obliczu studenckiego życia ich drogi przecinają się, a to rozpoczyna historię tej dwójki, która przepełniona jest zabawnymi wydarzeniami, dzikimi imprezami, kilkoma wykładami oraz mnóstwem, mnóstwem przyjaciół.

Mam świadomość, że studia wyglądają zupełnie inaczej w każdym państwie, dlatego nie sposób porównywać realia brytyjskie z polskimi. Patrząc na swoje studenckie życie i zestawiając je z rzeczywistością Phoebe i Luke'a stwierdzam, że moja rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. I o ile dobrze wiem, to więcej rzeczywistości mojej wśród polskich studentów niż Phoebe i Luke'a. Dlatego nie oczekujcie, że Ten pierwszy rok oddaje wiernie realia polskich uczelni. Nie zmienia to jednak faktu, że miło poczytać o wchodzeniu tej dwójki w życie studenckie, bo pewne elementy są uniwersalne.

Historia sama w sobie jest dość przyjemna. Jak już wspomniałam na początku, pierwsze sto stron mnie znudziło, jednak potem wciągnęłam się w historię głównych bohaterów i z ciekawością przyglądałam się ich losom. Niektóre historie mnie bawiły, inne zmuszały do wywracania oczami, ale z perspektywy czasu myślę, że: takie jest studenckie życie. Pewne problemy są zwyczajnie głupie, ale w sytuacji, w której mają miejsce wydają się być sprawą życia i śmierci. I trzeba być na to gotowym, bo nikt nie staje się od razu dojrzałym człowiekiem. A Ten pierwszy rok ładnie pokazuje przejście od niezdecydowanych, roztrzepanych i zagubionych pierwszoroczniaków do poukładanych i mających pojęcie czego chcą studentów.

Fabuła czasami bywa nieco schematyczna, pewne elementy wydawało mi się, że już gdzieś, kiedyś widziałam. Jednak to nieważne, bo nie czytało się tego źle. Największą zaletą tej powieści było zakończenie, na które w pewnym momencie książki zaczęłam skrycie liczyć. Dlatego też ucieszyło mnie, że losy głównych bohaterów potoczyły się w taki, a nie inny sposób.

Ten pierwszy rok przepełniony jest bohaterami. Jest to zaleta i wada jednocześnie. Postacie są barwne, ciekawe i różnorodne. W trakcie studiów poznaje się najróżniejszych ludzi, którzy mają zupełnie inne podejście do życia, zainteresowania oraz aspiracje. Ta powieść doskonale prezentuje to szerokie spektrum osobowości. Moją największą sympatię zdobył nonkonformista Ed (co pewnie ma związek z tym, że znalazłam między nami pewne podobieństwa). Wada jest taka, że nie wszystkie postacie zapadły mi w pamięć i gdy pojawiały się po raz kolejny musiałam się naprawdę wysilić, aby przypomnieć sobie: kim jest ten człowiek.

Styl autorów jest lekki i jeżeli faktycznie dwie osoby odpowiadały również za proces pisania, to: czapki z głów. Nie zauważyłam różnicy w stylach, luk, ani problemów z logiką. Co więcej obydwoje autorów pisze na tyle dobrze, że książkę czyta się z przyjemnością. Dialogi przepełnione są humorem, który mi odpowiadał (do tego stopnia, że robiłam zdjęcia niektórych fragmentów i wysyłam przyjaciółkom), a język, którym posługiwali się bohaterowie był dość naturalny, choć dla mnie chwilami zbyt wulgarny. Co mnie rozbawiło najbardziej, to odwieczny problem, który wydawał mi się tak brytyjski, że bardziej już się nie dało: przez całą książkę, ktoś przeprasza za brak mleka do herbaty.

Podsumowując, historia ma pewne wady, na które nie potrafię przymknąć oka i które mogą zrazić do siebie czytelnika. Jednakże styl autorów jest na tyle przyjemny, że historię poznaje się z ciekawością, a losy bohaterów śledzi z uwagą.


Za egzemplarz dziękuję:

Komentarze

  1. nie jestem przekonana do tej książki. studiuję, ale już obce są mi problemy z pierwszego roku. więc jeśli nie jest to książka wybitna, odpuszczę sobie :D pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, rozumiem :D Tak, jak mówiłam - jest to lekka książka do poczytania, ale fakt, nie nazwałabym to wiekopomnym dziełem.

      Usuń
  2. Nie wiem, czy się dogadam z brytyjskim humorem, ale może... :D Ja właśnie jestem na pierwszym roku studiów xD O tej książce chyba pierwsze słyszę i sądzę, że by mogła być nawet ciekawa, taka lekka, idealna na odprężenie, ale to może kiedy indziej... :D Może kiedyś wpadnie mi w ręce, wtedy z chęcią przeczytam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Humor jest całkiem w porządku - ale znowu, to kwestia indywidualna. Mam nadzieję, że jeżeli kiedyś ją przeczytasz, to ci się spodoba :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Copyright © Kulturalna meduza